sobota, 28 stycznia 2017

Mamy blogerki i ich wyznawczynie... czyli czego nie rób, żeby nie podpaśc...

Mamy blogerki i ich wyznawczynie....

Od jakiegoś czasu, w internecie królują blogi parentingowe. Jedne lepsze, drugie gorsze.
Szał czytania i komentowania tego typu stron, dopadł już chyba większość znanych mi mam. Mnie też, nie będę temu zaprzeczać.

Ale nie o tym tutaj, tzn nie o blogujących mamuśkach. Raczej o ich czytelniczkach.
Czasem odnoszę wrażenie, że niektóre kobiety, traktują blogerskie wpisy jako wyznaczniki życia. Identyfikują się z opisywanymi sytuacjami, przezywają je, jak by tyczyły się ich samych.
Problem pojawia się w momencie, jak mamie blogerce nie przytakniesz...
Strzeż boże miej odmienne zdanie, bądź wytknij autorce błąd.
ZJEDZĄ CIĘ! Szalone matki najpierw Cię poćwiartują, później spalą a resztkami nakarmią bezdomne psy. Serio! Nie żartuje!

Nie zauważyliście, że mało kiedy pod tekstami blogerek pojawiają się negatywne komentarze? Zauważyliście? Punkt za spostrzegawczość! Też to zauważyłam. A coraz częściej widzę też nagłe znikanie tego typu komentarzy.
Kiedy ktoś odważy się skrytykować bądź nie zgodzić z blogowym guru (mówię tutaj o kulturalnej wypowiedzi, ot wyrażenie swojego własnego zdania bądz opinii), takowa osoba zazwyczaj zostaje zakrzyczana!
- Nie pluj jadem!
- Odlajkuj jak Ci się nie podoba!
- Dobrze, że z Ciebie chodzący ideał!
- Ić stąd! (pisownia oryginalna ;))

To tylko kilka dość delikatnych sformułowań, na które natrafiałam.
Matka guru, wyznacznik życia codziennego i rodzinnego nie może się mylić. Tzn może, ale wg swoich wyznawczyń, jest wszech wiedząca, nieomylna i nie wolno zwrócić jej uwagi, że cokolwiek robi nie tak.
Masz odmienne zdanie? Zachowaj je dla siebie. Czytaj, a jak się z czymś nie zgadzasz, nie komentuj. A najlepiej odlajkuj od razu fan page, bo pewnie już jesteś na „czarnej liście” komentujących.

Jeżeli już popełnisz gafę, i podzielisz się swoim odmiennym zdaniem, mam dla Ciebie dobrą radę – RUN FOR YOU LIFE!!!
Wiej, jak najszybciej! Szalone mamuśki, w których buzują hormony, nie pozwolą na krytykę. Ich guru ma zawsze rację. I zawsze idealnie trafi z tematem wpisu do tego, co się u wyznawczyń dzieje. Hmm jakaś autosugestia? Nie mam zielonego pojęcia na jakiej zasadzie to działa, ale widać skutkuje. Wyprane mózgi wyznawczyń chłoną wszystko jak gąbka.
Oczywiście, nie wszystkie czytelniczki zaliczają się do tego grona. Są też takie, które zachowują neutralność i mają ogólnie wyrąbane na zdanie innych. Ot, poczytały sobie, strzeliły luźny komentarz, bądź pozostają milczące, zadowolone z przeczytanego wpisu.

Do której grupy ja się zaliczam? Staram się należeć do tej milczącej. Dlaczego? Bo za dużo razy nacięłam się właśnie na wyznawczynie. Nie jako komentator (chociaż też się zdarzało), a jako czytelnik, którego zachowanie tych mam, zniechęcało do napisania własnego, czasem odmiennego zdania.

Co na to same mamy blogerki? Z tego co widzę, część popiera swoje wyznawczynie. Co oczywiście nakręca je do dalszych jałowych dyskusji, jaka jesteś zła (te często też kasują nieprzychylne im komentarze – to przetestowałam na własnej skórze). Część sytuację ignoruje, pozostawiając ją własnemu biegowi. Co mądrzejsze, przyjmują krytykę na klatę i starają się załagodzić sytuację. I właśnie te mamy lubię najbardziej i im pozostaje wierna!

Pamiętaj więc, drogi czytelniku – jak zdarzy Ci się strzelić gafę – kasuj komentarz w tempie ekspresowym! Chyba, że jesteś masochistą, lubującym się w tym, że ktoś po nim jedzie od góry do dołu, wytykając wszystko co możliwe.

V.