sobota, 17 czerwca 2017

Podudzia z kurczaka na ryżu



Dzisiaj jeden z moich ulubionych przepisów. Szybki i prosty w przygotowaniu. Do tego tak dobry, że nigdy nie zostaje na drugi dzień na obiad (chociaż czasem o tym marzę, żeby znowu nie stać w kuchni ;)) W pierwowzorze, który kiedyś jadłam u teściowej, znajdowały się skrzydełka. Jednak u nas nie cieszą się one powodzeniem, więc na spokojnie zastąpiłam je podudziami z kurczaka. Dla mnie to strzał w 10tkę!

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Sos pieczarkowy z pulpecikami

Ostatnio przyjaciółka chwaliła się swoim niedzielnym obiadem. Nie wiele myśląc, zapytałam skąd ma przepis na takie pyszności! (Przepisy Joli). Stwierdziłam, że warto spróbować i może ciut go zmodyfikować?
Nigdy nie publikowałam żadnych przepisów, więc darujcie mi drobne błędy i mało szałowe zdjęcia :)

sobota, 28 stycznia 2017

Mamy blogerki i ich wyznawczynie... czyli czego nie rób, żeby nie podpaśc...

Mamy blogerki i ich wyznawczynie....

Od jakiegoś czasu, w internecie królują blogi parentingowe. Jedne lepsze, drugie gorsze.
Szał czytania i komentowania tego typu stron, dopadł już chyba większość znanych mi mam. Mnie też, nie będę temu zaprzeczać.

Ale nie o tym tutaj, tzn nie o blogujących mamuśkach. Raczej o ich czytelniczkach.
Czasem odnoszę wrażenie, że niektóre kobiety, traktują blogerskie wpisy jako wyznaczniki życia. Identyfikują się z opisywanymi sytuacjami, przezywają je, jak by tyczyły się ich samych.
Problem pojawia się w momencie, jak mamie blogerce nie przytakniesz...
Strzeż boże miej odmienne zdanie, bądź wytknij autorce błąd.
ZJEDZĄ CIĘ! Szalone matki najpierw Cię poćwiartują, później spalą a resztkami nakarmią bezdomne psy. Serio! Nie żartuje!

Nie zauważyliście, że mało kiedy pod tekstami blogerek pojawiają się negatywne komentarze? Zauważyliście? Punkt za spostrzegawczość! Też to zauważyłam. A coraz częściej widzę też nagłe znikanie tego typu komentarzy.
Kiedy ktoś odważy się skrytykować bądź nie zgodzić z blogowym guru (mówię tutaj o kulturalnej wypowiedzi, ot wyrażenie swojego własnego zdania bądz opinii), takowa osoba zazwyczaj zostaje zakrzyczana!
- Nie pluj jadem!
- Odlajkuj jak Ci się nie podoba!
- Dobrze, że z Ciebie chodzący ideał!
- Ić stąd! (pisownia oryginalna ;))

To tylko kilka dość delikatnych sformułowań, na które natrafiałam.
Matka guru, wyznacznik życia codziennego i rodzinnego nie może się mylić. Tzn może, ale wg swoich wyznawczyń, jest wszech wiedząca, nieomylna i nie wolno zwrócić jej uwagi, że cokolwiek robi nie tak.
Masz odmienne zdanie? Zachowaj je dla siebie. Czytaj, a jak się z czymś nie zgadzasz, nie komentuj. A najlepiej odlajkuj od razu fan page, bo pewnie już jesteś na „czarnej liście” komentujących.

Jeżeli już popełnisz gafę, i podzielisz się swoim odmiennym zdaniem, mam dla Ciebie dobrą radę – RUN FOR YOU LIFE!!!
Wiej, jak najszybciej! Szalone mamuśki, w których buzują hormony, nie pozwolą na krytykę. Ich guru ma zawsze rację. I zawsze idealnie trafi z tematem wpisu do tego, co się u wyznawczyń dzieje. Hmm jakaś autosugestia? Nie mam zielonego pojęcia na jakiej zasadzie to działa, ale widać skutkuje. Wyprane mózgi wyznawczyń chłoną wszystko jak gąbka.
Oczywiście, nie wszystkie czytelniczki zaliczają się do tego grona. Są też takie, które zachowują neutralność i mają ogólnie wyrąbane na zdanie innych. Ot, poczytały sobie, strzeliły luźny komentarz, bądź pozostają milczące, zadowolone z przeczytanego wpisu.

Do której grupy ja się zaliczam? Staram się należeć do tej milczącej. Dlaczego? Bo za dużo razy nacięłam się właśnie na wyznawczynie. Nie jako komentator (chociaż też się zdarzało), a jako czytelnik, którego zachowanie tych mam, zniechęcało do napisania własnego, czasem odmiennego zdania.

Co na to same mamy blogerki? Z tego co widzę, część popiera swoje wyznawczynie. Co oczywiście nakręca je do dalszych jałowych dyskusji, jaka jesteś zła (te często też kasują nieprzychylne im komentarze – to przetestowałam na własnej skórze). Część sytuację ignoruje, pozostawiając ją własnemu biegowi. Co mądrzejsze, przyjmują krytykę na klatę i starają się załagodzić sytuację. I właśnie te mamy lubię najbardziej i im pozostaje wierna!

Pamiętaj więc, drogi czytelniku – jak zdarzy Ci się strzelić gafę – kasuj komentarz w tempie ekspresowym! Chyba, że jesteś masochistą, lubującym się w tym, że ktoś po nim jedzie od góry do dołu, wytykając wszystko co możliwe.

V.

niedziela, 28 lutego 2016

5 "Złotych rad" z których nie skorzystałam...

Ostatnio patrzyłam na moją córeczkę i zaczęłam się zastanawiać, nad „złotymi radami”, których udzielano mi na przestrzeni ostatnich 17 miesięcy. Czy są to porady, które zmieniły coś w naszym życiu? Raczej nie. Z większością się nie zgodziłam i nie zgadzam dalej. I szkoda, że do niektórych osób to szybko nie dotarło. Bywa i tak. Ale co zrobić, kiedy babcie, ciocie, mamine koleżanki uważają wręcz na siłę, że wiedzą lepiej, co będzie lepsze dla mojego dziecka? Rad wysłuchałam i tyle. Przy moim starszym, 9 letnim synu, nie miałam aż takiej siły przebicia, żeby powiedzieć wprost, że z czymś się nie zgadzam. Ale to były inne czasy, inna atmosfera, inni ludzie dookoła, którzy twierdzili, że wszystko wiedzą najlepiej. Teraz jest inaczej i staram się córkę wychowywać po swojemu i dzięki wsparciu męża, narzekać nie możemy.

wtorek, 2 czerwca 2015

Perły Piorace Perlux - recenzja

Hej.

Jakiś czas temu dostałam do wypróbowania paczuszkę z kapsułkami do prania Perlux.
Kilka prań mam już za sobą, więc postanowiłam napisać parę zdań o samym produkcie.

piątek, 29 maja 2015

Poczytam ci, mamo. Elementarz - Beata Ostrowicka


Fiuuuuu obecna recenzja zajęła mi trochę czasu. Nie dlatego, że książkę czytało mi się źle czy też ciężko. Dla dlatego, że czytał ją mój syn! A tak, tym razem była to książka przeznaczona do nauki czytania!
Wcześniej nie recenzowałam czegoś takiego, więc bardzo zainteresowałam się tą pozycją. Jak by nie było, mój syn to pierwszoklasista, który z Elementarzem na do czynienia na co dzień w szkole. Jednak stwierdziłam, że w domu przydało by się również coś do nauki literek i trudnej sztuki czytania.

Może na początek, parę słów o tym, jak Elementarz jest zbudowany. Podzielono go na trzy części, każda kolejna wprowadza młodego czytelnika na kolejny poziom trudności w czytaniu. Pierwszy etap, zapoznaje dziecko z ilustracjami przedstawiającymi bohaterów. W opisie podręcznika podano, że jest to etap pozwalający na naukę czytania globalnego. Dzieci szybko uczą się rozpoznawania pełnych wyrazów – np. podczas oglądania reklam.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
W drugim etapie, dziecko zapoznaje się w prostymi tekstami, których pisownia z biegiem tekstów zostaje rozszerzona o litery ą, ę, ś, ć, ó…
Każdemu z tekstów towarzyszy jeden, wyszczególniony wyraz, dzięki któremu mały czytelnik poznaję budowę słowa – podział na sylaby, samogłoski i spółgłoski.
W ostatnim etapie, dziecko poznaje dwuznaki (cz, sz, dz, ch…), teksty wydłużają się.
Oczywiście nie jestem w stanie dokładnie zaprezentować Wam jak to wygląda. Tutaj najlepiej przyjrzeć się książce samemu, poczytać dokładnie opis. :)

Powiem szczerze, że jestem oczarowana i tekstami, i całą oprawą graficzną. Teksty początkowe, pisane są dużą czcionką, dzięki czemu dziecko swobodnie może skupić się na widocznym tekście. W miarę czytania, czcionka zmniejsza się i jak już wspomniałam, teksty stają się dłuższe i bardziej skomplikowane. Jednak, jeżeli rozpoczniemy z dzieckiem naukę stopniowo, od samego początku, spokojnie poradzi sobie później z bardziej złożonymi tekstami.
Ilustracje są bardzo kolorowe, ale proste i przyciągają wzrok. Ja jestem nimi zachwycona. Syn skupiał się jednak bardziej na czytaniu niż obrazkach, podziwianie ich pozostawiając mi.

Mam tylko jedno, wielkie zastrzeżenie – brakuje mi tutaj przedstawienia liter (zamieszczono je na samym końcu! I jest to dla mnie nietrafionym pomysłem).. Początkowo w formie drukowanej, później pisanej. Mój syn, mimo tego, że literki zna, ma cały czas problem z ich pisaną formą. Szkoda, że kilka tekstów nie pojawiło się właśnie zapisanych w ten sposób.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA


Żeby usiąść z dzieckiem przy tym Elementarzu, musi ono już znać alfabet. Bez tego ani rusz drogi rodzicu! Jednak pozycja jest fantastyczna, i zachęcam do sięgnięcia po nią. Uwierzcie, wystarczy 10-15 minut dziennie, aby dziecko nauczyło się pięknie czytać prostsze teksty. A taka chwila z dzieckiem, nauka z nim, to przecież bezcenne chwile i dla niego i dla nas Rodziców. Przecież to my możemy wprowadzić go w magiczny świat książek! Świat historii nie z tej ziemi. I to My uczymy nasze pociechy jak mogą korzystać ze swojej wyobraźni. Moja młodsza córeczka ma dopiero kilka miesięcy. Liczę jednak, że za kilka lat i z nią usiądę na tapczanie, wezmę ten Elementarz i zaczniemy wspólna naukę czytania i poznawania świata. Już nie mogę się doczekać!

Ocena: 5,5/6

Za możliwość zapoznania się z książką dziękujemy wydawnictwu Nasza Księgarnia!



forma wydania: książka papierowa
oprawa: twarda
ilustrator: Kasia Kołodziej
rok wydania: 2015
liczba stron: 160 cena: 36,90

niedziela, 24 maja 2015

Kampania Perluxa - czyli czasem i ja mam w czymś szczęście!

Skoro nikt tego nie czyta (oprócz Pauliny :) hehe) to może trochę słów o Kampanii w której zostałam Ambasadorką!
Yeap, pierwszy raz biorę udział w takiej akcji, i od razu z grubej rury (tak sobie wmawiam ;))!



 
Szok! No i radość, że uda mi się wypróbować takie cudeńka, bo póki co z kapsułkami do prania nie miałam do czynienia! Kilka dni po otrzymaniu szczęśliwej wiadomości, dotarło do mnie pudełko z niemal magiczną zawartością:

Ha! Cudo! Cała masa próbek do rozdania, plus dla mnie kapsułki do testowania. Jak łatwo się domyślić, pralka poszła natychmiast w ruch (trzeba było ją rozdziewiczyć w kwestii użytkowania kapsułek :P już, teraz, zaraz, NATYCHMIAST!!!)...

Ale, ale... Nie ma tak łatwo! O efektach pierwszego i każdego z kolejnych prań - następnym razem :)

 Pozdrawiam V.